Będąc niedawno w Kazimierzu Dolnym spociłem się bardzo. Temperatura sięgająca 38°C dawała się we znaki tak mocno, że nawet jazda na rowerze nie sprawiała przyjemności. W ogóle ciężko było zdecydować z żoną co robić w taki upał. Zaszycie się z książką w naturalnie klimatyzowanej chatce wydawało się jedynym rozsądnym rozwiązaniem. W przerwach między jedzeniem, chłodzeniem organizmu i próbą pokonania okolicznych wzniesień na dwóch kołach (w sumie czterech), postanowiliśmy odwiedzić kilka Kazimierskich galerii. Warto od czasu do czasu przyjrzeć się ceramice, którą się w takich miejscach sprzedaje, odkryć jakiegoś interesującego twórcę czy nawiązać współpracę. I oto wśród dość mocno pogiętych i kolorowych obiektów zauważam kubki z bardzo prostym wzornictwem, takim, które coraz bardziej mi odpowiada. Ot – odciśnięty motyw roślinny, przetarty czarną glinką lub szkliwem, forma bardzo prosta. Fajne, takie zwykłe, ale bardzo estetyczne w swej prostocie kubki. Chwytam więc w dłoń pierwszy z brzegu… i już wiem. Leciutki jak piórko, prawie nic nie waży, bo porowaty jak gąbka. Zaglądam do środka – szkliwo postrzelane tak bardzo, że wraz z niespieczoną gliną kubek taki może świetnie służyć jako durszlak.
– Nie ciekną? – pytam osobę sprzedającą w galerii. Pytam bardziej prowokacyjnie niż żeby się naprawdę dowiedzieć.
– Nieee – zapewnia – Co najwyżej trochę się spocą.
„Pocenie się” to taki ceramiczno-lingwistyczny wytrych. Z ust ceramików i sprzedawców słyszałem to określenie wiele razy i za każdym razem czuję straszną bezsilność. Bo na te fajansowe, niedopalone twory które najzwyczajniej w świecie przeciekają, jest po prostu moda. Do tej pory myślałem, że głównie na warsztatach ceramicznych, na których w ramach oszczędności większość pracowni nie daje osobom początkującym dostępu do wyższych temperatur. Mam wrażenie, że kamionka to jakiś tajemny świat, do którego wiele osób się nawet nie zbliży, bo albo się boi, albo nie jest do tego w ogóle zachęcona. Jeżeli ktoś początkujący nakupuje sobie szkliw na te zaklęte 1050°C i jasną glinę (najpewniej kamionkową, bo takie są najpowszechniejsze) to prawdopodobnie na długi czas przy tych materiałach pozostanie. Być może z czasem odkryje inne temperatury (lub inne gliny), ale czy nie lepiej już na starcie przedmioty użytkowe robić tak, żeby dobrze służyły? Nad wzornictwem można pracować latami – wiadomo – rozwijamy się, zmieniają się nasze gusta, odkrywamy inne techniki. Ale technologii nie ma co odkrywać. Wystarczyłoby tylko mieć do niej dostęp.
Oczywiście, są wypadki, gdy naczynie będzie przeciekać ze względu na specjalnie przyjętą technologię (np. raku), ale uważam, że w takich wypadkach należy osobę kupującą taki przedmiot o tym fakcie poinformować. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy nabywca wazonu naleje do niego wody i zostawi na nowym meblu, a wazon ten nie wytrzyma upału i się… spoci.
Kupiłam na targu bardzo ładny, używany kubek, zauważyłam że po zalaniu wrzątkiem ma dziwny zapach, a na powierzchni właśnie te pory i maleńkie kropelki, ale takie mini, że o przeciekaniu nie ma mowy. Czy to szkodzi zdrowiu? Ten zapach mnie przeraził bo taki niespotykany… Co to jest w ogóle?